Szalony WEEKEND :D
Dokładnie jak w temacie, ten weekend był szalony pod każdym wzgędem :D
Jako że odwiedził nas żony brat na codzień mieszkający w Arizonie, i że pogoda była sprzyjająca, zapadła w środę już decyzja że w weekend jedziemy do nas na działkę całą watachą, no może tylko połowa była, ale watacha spora bo żona jako najmłodsza z rodzeństwa jest dziewiąta w hierarchi i tak liczac wszystkich było ponad 20 osób. Plany był na jakieś prace bbudowlane, ognisko griil i spanie w namiotach albo gdzie kto padnie :D
Z listy planowej udało mi się dokończyć murowanie tarasów, wrzucić prawie wszystkie kamienie, oczywiście ocielpić fundamenty pod tarasem i ułożyć kilka płytek grasu pod piec. Tak Tak pod piec, bo wykorzystując dużą ilość obecnych zamówiłem przywóz pieca na budowę co by te 485kg wspólnymi siłami wtargać.
Dzień zakończył się ciekawie przy nocnych polaków rozmowach, grill był ogniska już nie, no i spanie gdzie się dało w letniaczku w namiotach no i ja z żoną już na WŁASNYCH CZTERECH KĄTACH. Dokładnie mamy zaliczony już pierwszy nocleg w swoim domku. Co prawda rozmowy polsko-amerykańckie trwały do 4:30 nad ranem i podniesienie głowy wcześniej niż o 10 było niemożliwe :-) Mało tego podniesienie nie gwarantowało sukcesu i niestety do godziny 13-14 dzień był stracony :D
Ale po obiadku, razem z wychadzącym słoneczkiem z za chmur i my powychodziliśmy jak niedźwiedzie z gawry i coś zaczęliśmy dłubać:p Udało mi się ocieplić fundamenty przed wejściem głównym, szwagier zafugował kawałek kotłowni, no i o 17 zaczęliśmy walkę z wstawianiem pieca. Jako że mieliśmy dodatkowo świeżą/trzeźwą krew w postaci siostrzeńca to jakoś to nam się udało, z większym lub mniejszym sukcecem ale piec stoi na swoim miejscu :D
Dobra to chyba tyle na dziś, teraz trzeba udać się niestety spać i dojść do siebie, bo jutro od rana praca, a człek mocno zmęczony :D