Stelarze , czyli nierówna walka :D
Dokładnie jak w temacie :P
No ale ktoś to musi zrobić ..........niestety padło na mnie :( Więc wczoraj z pomocą zjawił sie ojciec, dużo nie dużo ale zawsze pomógł a pozatym we dwóch to chociaż jest do kogo gębe otworzyć :D
Z samego rana pojechałem dobrać "lizaków" bo miałem 2 paczki, jedna prawie poszła na pralnię więc nie chciałem stanąć z robotą w połowie dnia :D
I tak od 10 godziny zabrałem się za kończenie sufitu na przedpokoju nad schodami, nie lada był to wyczym, prawie jak ginekolog leczący anginę ale nie oddej strony co pediatra :D Znaczy lizaki i wszelakie profile kręciłem od góry z poziomu jętek strychowych, a przy moich gabarytach proste to to nie było :P Ale jakoś poszło.
Jak zająłem się robotą to, obkręcięłm też połać skośną w pokoju z balkonem, później przeszedłem do następnego, i po 14 ojciec pojechał do domu. Zostając sam mogłem robic jedynie sufity, alee w miedzy czasie zabrakło wkrętów :/ około 17 żona dowiozła kolejną paczkę , pomogła mi poprzykręcać listwy przyścienne w pokoju jednej z córek i pozakąłdać profile, później wróciłem kręcić sufit w pokoju z balkonem. Ale.....
Właśnie zawsze jest jakieś ale, jak się ściemni i najlepiej mi się pracuje z laserowym pomocnikiem to żona znudzona, zmarznięta i wygłodniała zaczęła marudzić jak dziecko 2 letnie "do domu , do domu , do domu.." Więc jak już padła bateria we wkrętarce to zakończyłem owocny dzień pracy.
Dziś z rana znów ojczulek zjawił sie na budowie, ale niestety w ferworze walki dnia poprzedniego lizaków poszła taka ilość że zostało mi tylko 14 szt :/ zacząłem wydzwaniać tu i ówdzie i wszędzie pozamykane i mają gdzies klijenta:( tak więc z wieszaków nici trzeba było szukac innej roboty.
Wybór padł na układanie wałny w stropie, no ale gdzie co i jak. Tu nie dokończony sufit, tutaj znów od środka zaczynać to nie bardzo :/ więc u córki w pokoju zaczniemy, cokolwiek żeby dnia nie zmarnować.
No ale ojciec z racji wieku i choroby nie bardzo ma zdrowie żeby skakać po drabinie docinać i podawać mi wełnę, po drugie nieprzygotowany do takiej roboty, a kombinezonów już nie mam :/ więc po ułożeniu 1/3 pokoju zlazłem ze strychu i zacząłem szukac innego zajęcia.
Więc wybór padł na obróbkę okna połaciowego........i tu zaczęła się JAZDAAAA
Cięcie gięcie kombinowanie i nic nie wychodziło, nawet odpalenie YT i szukanie pomocy nie skutkowało wielkimi postępami, bo na filmie tak łądnie to się układało a w realu :/
W Realu było tak że do ojca powiedziałem o 12 żeby sobie pojechał do domu bo ja zaraz to pierdolnę i pojadę w siną dal. Ojciec jak mu powiedziałem tak zrobił, a ja wyk telefon do żony czy mam dzieci odbierać i w trakcie wpadła myśl i zastukała w głowę dokładnie jak w "Zaczarowanym ołówku" więc znów wpadłem w ferwor walki. zacząłem ciąć giąć i kręcić.
Ale po 30min zapał opadł bo przecież trzeba bedzie to rozebrać żeby wełnę położyć :/
Więc, poszedłem rącić coś zjadliwego i znów walka z myślami........trudno raz się żyje, a szkoda dnia wolnego i spalonego paliwa, więc mając wełnę położyłem do wysokości okna drugą warstwę i zacząłem już obróbkę robić na gotowo.
I tak około 16 zakończyłem jedno okno i niestety poraziła mnie myśl że jeszcze mi zostało 6 takich do wykonania :/
Jedno co mogę powiedzieć to zrobiło się odrazu dużo cieplej w tym pokoju, mimo że jeszcze nie jest w 100% wełna położona.
Jutro chyba będzie przerwa na regenerację nerw, i chyba w nowy rok trzeba będzie wziąć sie za jakieś drugie okno :/